Partner wydania: – Ilość podejmowanych aktywności robi wrażenie. Zmieniając temat: jak wypromować swój event, by był on na najwyższym poziomie? – Przede wszystkim musimy odpowiedzieć sobie na trzy kluczowe pytania, zanim zdecydujemy się na promowanie eventów. Obserwując branżę organizatorów działających na rzecz organizacji własnych wydarzeń, widzę trend, który polega na tym, że najpierw robimy, a potem zastanawiamy się, czy ktoś to kupi. To błędne podejście, które bardzo często kończy się tym, że wydarzenia są odwoływane na kilka tygodni, a nawet dni przed eventem. Aby tego uniknąć, powinniśmy zadać sobie trzy kluczowe pytania, które należy poprzedzić kilkoma godzinami planowania, a następnie kilkudziesięcioma godzinami analizy rynku. 1. Co to będzie za wydarzenie i do kogo ma być kierowane? 2. Czy są już organizowane tego typu wydarzenia na rynku? Jeżeli odpowiemy nie – będziemy mieli ogromne wyzwanie w postaci zbudowania zainteresowania tego typu inicjatywą. Żeby być pionierem, trzeba mieć dużo szczęścia i ogromny budżet. Jeżeli wchodzimy na rynek bardzo zatłoczony, to możemy mieć problem w dotarciu do klienta docelowego. Idealnie jest nie być pierwszym, ale wejść bardzo szybko w tworzącą się niszę. 3. Czy ktoś to kupi? Odpowiedź na to pytanie pozwoli nam ustalić zarówno przy wydarzeniach pozornie bezpłatnych (niebiletowanych), jak i płatnych, czy są na tym rynku osoby lub organizacje, które będą chciały wziąć udział w organizowanym przeze mnie wydarzeniu. Czy kupią bilet, czy zostaną sponsorem? Jeżeli tak, jaka będzie odpowiednia kwota? Czy będziesz najtańszy, a może najdroższy na rynku? Te trzy pytania są tylko punktem wyjścia. Sami na własne potrzeby opracowaliśmy strategię, którą stosujemy przy wprowadzeniu każdej nowej marki na rynek, gdzie w ramach przygotowanej listy kontrolnej oraz szczegółowo rozpisanego planu szacujemy, czy odniesiemy sukces, czy poniesiemy porażkę. Często pierwsza edycja nie jest rentowna, ale to, jak do niej podejdziemy, zaważy o tym, czy uczestnicy i partnerzy zdecydują się wziąć udział w wydarzeniu po raz drugi. Strategię stosowaliśmy np. przy organizacji wydarzenia WolvesSummit, gdzie już na pierwszą edycję po zaledwie 2 miesiącach pracy udało nam się zgromadzić ponad 1300 osób. Miało to miejsce w kwietniu 2015 r. Pozwolę sobie obalić kilka, sukcesywnie duplikowanych mitów przez praktycznie każdego nowego organizatora. Wiele osób podchodzi do startu, myśląc, że event musi mieć nazwę, logo, stronę internetową i cały program. Ja i moi wspólnicy mamy zupełnie inne podejście. Jeżeli już wiem, co chcę zrobić, i zrobiłem odpowiednią analizę, przechodzę do opracowania archetypu marki. Ten sposób podejścia do organizacji nowego wydarzenia jest długotrwały, ale każda godzina przeznaczona na planowanie zwraca się z nawiązką. Jest 12 archetypów. Nasz brand może mieć jeden archetyp główny oraz jeden archetyp wspomagający. – Czym są te archetypy? – Na ten temat moglibyśmy przygotować obszerny artykuł. W wielkim skrócie opiszę to w sposób nie marketingowy, ale prosty do zrozumienia przez każdego. Archetyp określa zbiór cech, jakie będzie posiadać nasza marka, jest fundamentem do stworzenia historii. Operując na przykładzie – tworząc markę WolvesSummit oparłem ją na archetypie Regular Guy oraz Hero. Archetypy są ramami, w jakich się poruszamy, i mają być kompatybilne z naszą grupą docelową. WolvesSummit jest marką będącą na froncie wydarzeń dla startupów, funduszy inwestycyjnych, aniołów biznesu, instytucji rządowych, korporacji oraz podmiotów współpracujących z pozostałymi grupami. Tworząc markę i koncepcję wydarzenia, opierałem się na założeniu i obserwacji. Chciałem stworzyć przeświadczenie, że każdy z nas (zwykła, niczym niewyróżniająca się osoba – Regular Guy) może przyjechać na WolvesSummit i stać się bohaterem (hero). Bohaterem dla siebie, swojej firmy, zespołu i rodziny. Nazwa wydarzenia ma znaczenie, ale tylko jeżeli coś za nią stoi. Tak było właśnie w przypadku WolvesSummit, które dosłownie można przetłumaczyć jako „Wilczy Szczyt”, „Wilczy // Na początku 2016 r. postanowiliśmy ze wspólnikami, że będziemy przesuwać stopniowo procent przychodów realizowanych przy udziale rynku angielskojęzycznego. Zaowocowało to tym, że na dziś 40% osiąganych przez nas przychodów pochodzi od klientów rozproszonych od Argentyny, przez Stany Zjednoczone, a na Japonii kończąc. // 17
RkJQdWJsaXNoZXIy MTMwMjc0Nw==