Partner wydania: podmiotów pomocnych i kilkaset osób. Sukcesywnie postępuje proces dalszej zawodowej specjalizacji, stosownie do potrzeb danego segmentu rynku. Podróże motywacyjne obsługują tzw. Incentive Houses (agencje zajmujące się organizacją wyjazdów). Natomiast do obsługi eventów aspiruje bardzo wiele podmiotów, wśród których są i te nazywające siebie agencjami eventowymi, i agencje public relations, redakcje i wydawnictwa, fundacje, stowarzyszenia, struktury samorządów lokalnych, instytucje kulturalne i sportowe, uczelnie, szkoły, remizy strażackie i parafie, grupy nieformalne i osoby prywatne. Brak statusu firmowego wcale nie musi przekładać się na mniejszą skalę działania. W kwietniu 2013 r. krakowska studentka zamieściła na Facebooku otwarte zaproszenie na ognisko, przyszło na nie ponad 20 tys. osób. A że jeden z uczestników spadł ze skarpy i trafił do szpitala, wybuchła afera. Kobiecie postawiono zarzut zorganizowania bez zezwolenia imprezy masowej, za co grozi kara do 8 lat więzienia. Julia Rutherford Silvers, autorka książki Risk Management for Meetings and Events, przytacza obiegową opinię, że eventy to branża niezbyt skomplikowana, jak twierdzi: „Eventy to nie to samo co chirurgia mózgu”. Tymczasem owa pozorna prostota rodzi wiele niebezpieczeństw. Ich skala rośnie wraz z wielkością imprezy. Sprawy bezpieczeństwa, zwłaszcza proces oceny zagrożeń, jakie wielkie zgromadzenia za sobą pociągają, wymagają odpowiednio przygotowanych i doświadczonych ludzi. To właśnie ci specjaliści znają skomplikowaną materię organizacji, są wyczuleni na wszelkie detale, nie zbagatelizują potencjalnych trudności, jakie mogą wystąpić przy realizacji wydarzenia. Uwaga na obiekty-pułapki Powstawanie w Polsce nowych obiektów, przede wszystkim aren sportowych, zdolnych do recepcji wielkich imprez, niewątpliwie zdynamizowało, a nawet zrewolucjonizowało rynek eventów. Nadal otwierane są nowe obiekty dla potrzeb realizacji kongresów, targów i koncertów, zatem rynek będzie się rozwijać m.in. w kierunku umiędzynarodawiania. Powstające nowoczesne obiekty są z zasady wielofunkcyjne, nastawione na przyciąganie jak największej liczby imprez, najchętniej tych wielkich. To z jednej strony szansa rozwoju biznesu, generowania przychodów i zwiększania miejsc pracy, z drugiej – źródło potencjalnych zagrożeń dla uczestniczących w nich osób. Niestety, częstym zjawiskiem są nieczynne wyjścia ewakuacyjne. Zaplanowane przez architekta zgodnie z wymogami, ale jakże często blokowane przez jakiegoś pozbawionego wyobraźni pracownika obsługi gmachu. Drogi ewakuacyjne to wciąż pięta achillesowa wielu imprez. Podczas jednego z maratonów w stolicy karetka nie dojechała do omdlałego zawodnika, bo utknęła w tłumie. Zapewne już wszędzie istnieją systemy awaryjnego komunikowania (PA – Public Announcement/Public Address), jednak bardzo rzadko organizator imprezy zna sygnały dźwiękowe i ich znaczenie. Wiele do życzenia pozostawiają też komunikaty słowne nawołujące do ewakuacji (słyszałem kiedyś komunikat po angielsku, można było umrzeć, ale ze śmiechu). W Bukareszcie, w październiku 2015 r., doszło do pożaru klubu muzycznego. Zginęło 41 osób, ponad 100 trafiło do szpitali. Tragedia ujawniła proceder przymykania oka przez władze na wydawanie zgody na funkcjonowanie obiektów pomimo braku atestów bezpieczeństwa. Na ulice wyszły wielotysięczne demonstracje, w konsekwencji ze stanowiska ustąpił premier, a burmistrz dzielnicy trafił do aresztu. Sytuacje kryzysowe podczas imprez masowych Wielkie imprezy przyciągają uwagę mediów, które relacjonują wydarzenie z jej wszystkimi aspektami. Zarówno tymi dobrymi, jak i złymi. Każde naruszenie zasad bezpieczeństwa niesie ogrom negatywnych skutków dla wizerunku organizatora, a nawet kraju, w którym odbywa się event. Warto przypomnieć, że problem potencjalnego załamania wizerunku kraju był przedmiotem kongresu Światowej Organizacji Turystyki (UNWTO) w Stambule w 1997 r.). Była to próba zmierzenia się z kryzysem turystyki, jaki nastąpił po masakrze w Luksorze, gdzie terroryści zastrzelili 62 zagranicznych turystów. Imprezy, w tym masowe, łatwo stają się źródłem sytuacji kryzysowych. Gdy sprawy źle się potoczą, konsekwencje dla organizatora imprezy mogą być bardzo poważne. Na przykład w sierpniu 2011 r. w trakcie koncertu, który miał miejsce w amfiteatrze w amerykańskim Indianapolis, wiatr uderzył z szybkością 100 km/h. Na oczach wielu tysięcy osób scena zawaliła się na sektor VIP. Siedem osób zmarło, a ponad 40 zostało rannych. Wielkie imprezy przyciągają ludzi niezrównoważonych i terrorystów. W Bostonie w 2013 r. dwie bomby eksplodowały na zapchanych ulicach, w pobliżu miejsca finiszu maratonu. Dwie osoby zginęły, co najmniej 120 zosta- ło rannych. W Polsce nie mieliśmy dotąd aktów typowo terrorystycznych, proces globalizacji każe być na to niestety przygotowanym. Wielkie trudności mogą powstać także z błahych przyczyn. W wyniku zgromadzenia w jednym miejscu wielu tysięcy ludzi, np. na koncercie, zagrożona będzie łączność komórkowa. Brak dostatecznej przepustowości bazy komórkowej podczas koncertu The Rolling Stones na stadionie w Chorzowie pozbawił większość osób możliwości dzwonienia. Na szczęście świadoma sprawy obsługa techniczna posługiwała się tradycyjnymi walkie-talkie. Procedura zgłoszenia imprezy masowej W wielu krajach procedura akceptacji imprez, zwłaszcza masowych i sportowych, jest złożona i wieloetapowa. Proces udzielania zgody na przeprowadzenie imprezy, zajmujący minimum 3 miesiące, czasem 6 miesięcy, a nawet rok, ma na celu eliminowanie zagrożeń. Sprawy bezpieczeństwa są uregulowane w przepisach, w tym na szczeblu najwyższym, tzn. w Ustawie o bezpieczeństwie imprez masowych, ostatnio zmienionej 31 sierpnia 2011 r. (Dz. U. 2009, poz. 62). Jednak niektóre imprezy z zakresu turystyki biznesowej, również te wielkie, jak kongresy czy duże eventy firmowe, nie są objęte rygorami tej ustawy. Rodzi to potrzebę samodzielnego rozwiązywania przez organizatorów problemów bezpieczeństwa. Każdy eventplanner, czyli osoba reprezentująca 9

RkJQdWJsaXNoZXIy MTMwMjc0Nw==